Podróż do źródeł.
Wizyta w Schoenstatt , w miejscu gdzie wszystko sie zaczęło jest dla każdego wielkim przeżyciem. Z woli Bożej oraz dzięki uprzejmości kolegi Achima kilkoro z nas miało okazję zawitać do źródeł.
Wszyscy wróciliśmy stamtąd odmienieni, uszczęśliwieni i z Szensztatem mocno zakorzenionym w sercu. Chcemy sie podzielić naszymi wrażeniami. Niedawno wrócili stamtąd Asia i Marek. Czekając na ich wspomnienia zacznę od siebie.
Wspomnienia Piotra.
Moja wizyta w Schoenstatt odbyła sie pod koniec marca 2007 roku. Ciężko było mi opanować wzruszenie kiedy jadąc doliną Renu serpentynami pośród wzniesień pokrytych lasami wjechaliśmy na historyczny plac przed Prasanktuarium.
Po chwili stałem w miejscu, gdzie wszystko sie zaczęło. Niesamowite uczucie. Niepowtarzalne. Jednorazowe. Choć nigdy wcześniej nie byłem w tym miejscu, czułem sie tam jak u siebie i do dziś często wracam tam myślami.
Jeszcze tego samego dnia wzięliśmy udział w Eucharystii oczywiście po niemiecku. Też fajne doświadczenie. Niestety nie w Prasanktuarium, bo te z powodu malowania było zamknięte, ale w sanktuarium na Jordanie. Szensztat to obszar wielu hektarów rozsiany po okolicznych wzgórzach, taki prawdziwy ogród Maryi, gdzie znajduje sie 14 różnych sanktuariów min.: Rodzin, ojców, sióstr, na górze Tabor, na Syjonie i inne.
Następnego dnia byliśmy umówieni z siostrą Damianą, która oprowadzała nas po wszystkich najważniejszych miejscach, śladami ojca Założyciela. Wiele wykładów i nieznanych faktów z bardzo ciekawego i niebanalnego życia o.Kentenicha. Siostra Damiana ma prawdziwy dar opowiadania. Ciągle uśmiechnięta i bardzo życzliwa. Po prostu człowiek dusza i skarbnica wiedzy, nie wspominając już że również wulkan energii i poczucia humoru. Wspaniały to był dzień. Obecność Maryi odczuwało sie na każdym kroku. Trzeciego dnia byliśmy umówieni z s.Damiana na skupienie. Zjechało sie kilka rodzin z okolicy i mieliśmy wspólne spotkanie, rozważania, wykład i Eucharystie w j.polskim, a ja miałem to szczęście podczas Mszy Świętej być narratorem w czytaniu liturgii Męki Pańskiej. Wielkie to było przeżycie dla mnie. Nigdy bym sie nie spodziewał, że będzie mi to dane. Najbardziej jednak przeżyłem drogę krzyżową na wolnym powietrzu wzdłuż stacji drogi krzyżowej umieszczonych na murze okalającym Prasanktuarium. Grupy spacerujących głośnych Niemców, a my skupieni odcięci od świata wśród tego zgiełku i gwaru, który dochodził do nas jakby z innego wymiaru, szliśmy obok Jezusa, a On na naszych "oczach" zmagał się z krzyżem naszych grzechów.
Na koniec jeszcze ostatnia wizyta w Prasanktuarium.
Długa modlitwa za wszystkich i o wszystko co ważne, podziękowanie za obfite dary i łaski które spływają na mnie i moich najbliższych, polecenie sie opiece Maryi i powrót do domu...Nigdy tego nie zapomnę...Wiem że nie każdemu jest dane tam być (odległość, koszty), ale wiem też, że każdy powinien tam być aby poczuć tego Ducha. By móc przejść po śladach ojca Założyciela, zaczerpnąć ze źródła.